Bezpieczeństwo

Cichy zabójca danych: czym jest i jak z nim walczyć?

Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek, że plik, który przez długi czas spoczywał na dysku w bezruchu, nagle stał się bezużyteczny? Być może otwierał się z błędami, a czasem w ogóle nie dawał się odtworzyć? Jeśli tak, mogłeś doświadczyć działania „cichego zabójcy danych”, zwanego często bit rot lub silent data corruption. Zjawisko to polega na stopniowym, trudnym do wykrycia uszkadzaniu informacji przechowywanych na nośnikach cyfrowych, i potrafi zaskoczyć nawet najbardziej zapobiegliwych administratorów systemów czy zwykłych użytkowników domowych. Choć nie jest tak spektakularne jak awaria dysku czy atak ransomware, może przynieść równie dotkliwe skutki – bo niszczy pliki wolno, „po cichu” i często bez wyraźnych sygnałów ostrzegawczych. W jaki sposób dochodzi do takiej korupcji danych, dlaczego bywa trudna do zauważenia i co zrobić, by ograniczyć ryzyko?

Zacznijmy od mechanizmu samego zjawiska. Choć urządzenia elektroniczne i nośniki danych stale się rozwijają, wciąż nie są niezawodne w stu procentach. Przez wiele lat dominowały w naszych komputerach dyski twarde (HDD), w których talerze magnetyczne narażone bywają na mikroskopijne błędy zapisu i odczytu. Współczesne dyski SSD, choć pozbawione elementów mechanicznych, również mogą ulegać degradacji komórek pamięci flash. Do tego dochodzą subtelne błędy firmware’u, zakłócenia elektromagnetyczne, nieprzewidziane restarty, a nawet promieniowanie kosmiczne, które w pewnych warunkach potrafi odwrócić pojedyncze bity w strukturze pamięci. Większość nowoczesnych nośników stosuje co prawda różnego rodzaju kody korekcyjne (ECC), a systemy operacyjne potrafią wykrywać błędy CRC w plikach. Jednak żadna z tych metod nie daje absolutnej pewności, że uszkodzenie zostanie w porę wyłapane i zasygnalizowane użytkownikowi.

Jeśli uszkodzenie dotyczy akurat sektora zawierającego zdjęcie rodzinne czy plik tekstowy, zwykle szybko zauważymy brak możliwości jego poprawnego otwarcia lub dziwne artefakty w obrazie. Gorzej, gdy cichy zabójca dotknie danych o znaczeniu krytycznym dla spójności bazy danych, pliku konfiguracyjnego czy biblioteki systemowej – wtedy może dojść do dziwnych zachowań aplikacji, błędów w przetwarzaniu lub nawet trwałej utraty istotnych informacji. Przez wiele miesięcy czy lat nie wykrywamy żadnych nieprawidłowości, aż do momentu, w którym nagle okazuje się, że część plików jest nie do odzyskania. Ten brak symptomów sprawia, że bit rot bywa lekceważony lub wręcz nieuświadomiony.

Kolejną kwestią jest różnica między cichym zabójcą danych a głośnymi awariami – na przykład fizycznym uszkodzeniem dysku. W przypadku poważnej usterki mechanicznej (gdy głowica HDD uderza w talerz, a system zaczyna „chrupać” i tracić dostęp do wszystkich plików) od razu wiemy, że dzieje się coś złego. Natomiast bit rot może obejmować zaledwie kilka sektorów, minimalny fragment pliku, który dopiero po miesiącach okaże się zepsuty. Co więcej, w środowiskach z macierzami RAID pojawia się pokusa przekonania, że dane są w pełni bezpieczne. Rzeczywiście, RAID chroni przed fizyczną awarią dysku, lecz niekoniecznie przed stopniową korupcją danych zapisywanych na każdym z nich. Jeśli uszkodzenie logiczne zostanie zduplikowane, w bazie lustrzanej także odzwierciedli się w tej samej postaci. Macierz wcale nie musi zgłosić ostrzeżenia – wiernie „odtwarza” wadliwe bity, nie zdając sobie sprawy z problemu.

Jak można przeciwdziałać temu zjawisku? Jedną z metod jest regularna weryfikacja integralności plików za pomocą sum kontrolnych (np. SHA-256, MD5), obliczanych w momencie zapisu i przechowywanych w osobnym repozytorium czy bazie metadanych. Wówczas okresowo (co parę tygodni lub miesięcy) uruchamia się proces, który ponownie liczy sumy kontrolne wszystkich bądź wybranych plików i porównuje je z oryginałem. Jeśli wystąpią rozbieżności, wiadomo, że dany plik uległ korupcji. Rozwiązanie to wymaga pewnego nakładu mocy obliczeniowej i pojemności dyskowej (zwłaszcza w dużej infrastrukturze), ale pozwala wychwycić uszkodzenia, nim staną się one trudne do odwrócenia.

Drugą, niezwykle ważną bronią przeciwko cichym zabójcom danych są regularne kopie zapasowe – koniecznie w różnych lokalizacjach i najlepiej według sprawdzonej reguły 3-2-1. Oznacza to: trzy kopie (oryginał plus dwie zapasowe), na co najmniej dwóch różnych typach nośników, a jedna z nich fizycznie poza siedzibą. Kopie te także warto przechowywać w formie, która umożliwia zweryfikowanie integralności lub co najmniej szybką analizę błędów. Zdarza się, że przez lata nikt nie sprawdza poprawności backupów, a gdy nadchodzi awaria, okazuje się, że dane dawno uległy stopniowemu uszkodzeniu. Regularne testy odtwarzania w kontrolowanym środowisku to najlepszy sposób, by zapobiec nieprzyjemnym niespodziankom.

Wadliwy sprzęt lub oprogramowanie potrafi wzmagać ryzyko bit rot. W przypadku profesjonalnych rozwiązań serwerowych czy macierzy RAID często stosuje się wielopoziomową korekcję błędów (ECC), a producenci rekomendują równoczesne wdrożenie systemów plików odpornych na uszkodzenia – na przykład ZFS lub btrfs. ZFS posiada wbudowane mechanizmy weryfikacji sum kontrolnych na poziomie bloków i potrafi automatycznie naprawiać uszkodzone dane z replik, o ile istnieją. Oczywiście takie rozwiązanie jest bardziej wymagające sprzętowo i administracyjnie niż standardowe systemy plików, jednak w środowiskach z krytycznymi danymi bywa warte poniesionych kosztów.

W domowych warunkach lub w małych firmach, gdzie nie zawsze można sobie pozwolić na zaawansowane systemy plików i dedykowane macierze, odpowiedzią jest sumienne tworzenie backupów oraz okresowe sprawdzanie integralności kluczowych plików. Można w tym celu użyć narzędzi takich jak QuickPar czy nawet prostych skryptów generujących i porównujących sumy kontrolne. Ważne jest też przechowywanie przynajmniej jednej z kopii w innej lokalizacji – nie wystarczy „drugi dysk obok komputera na tej samej półce”. Należy także pamiętać, by raz na jakiś czas podłączyć i włączyć archiwalny nośnik (zwłaszcza gdy jest to dysk zewnętrzny), bo długotrwałe nieużywanie niekoniecznie sprzyja żywotności zapisanych tam danych.

Cichy zabójca danych, choć nie powoduje tak spektakularnych awarii jak zerwany pas w macierzy czy atak złośliwego oprogramowania, okazuje się równie niebezpieczny. Stopniowa, niezauważalna korupcja plików potrafi objawić się w najgorszym możliwym momencie, kiedy nagle okazuje się, że dokumenty, zdjęcia czy projekty są nie do odzyskania. Dlatego tak istotne jest wdrażanie choćby podstawowych procedur – sum kontrolnych, testów integralności, kopii zapasowych w wielu miejscach. Nawet w małych skalach takie działania potrafią znacznie zredukować ryzyko i uchronić przed utratą informacji, które nieraz są bezcenne. Jak w wielu dziedzinach IT, także i tu profilaktyka jest mniej kosztowna i mniej bolesna niż ratowanie się w chwili, gdy problem już wystąpił. Warto więc wyprzedzić cichego zabójcę i zadbać o bezpieczeństwo swoich danych, zanim będzie za późno.